Pisaliśmy niedawno o nowym motu proprio papieża Franciszka. W lipcu 2021 r. następca św. Piotra wydał dokument regulujący status tradycyjnej liturgii rzymskiej. Wskutek medialnych przecieków o takim dokumencie (ujawnionych m.in. przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej) dyskutowano już od pewnego czasu, przewidując potencjalne ograniczenia. Nikt jednak nie spodziewał się, że dokument ten przyniesie tak poważne konsekwencje.

„Traditionis Custodes” zmienia wcześniejsze regulacje, a więc i normy ustanowione przez papieża Benedykta XVI. Już pierwszy artykuł nowego motu proprio wskazuje, że „księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”. Adresatami tego listy apostolskiego są biskupi, na których nakładane są konkretne obowiązki dotyczące świeckich i duchowieństwa, oni – zgodnie z wcześniejszym prawem Kościoła – odpowiadać mają za ograniczenie celebracji w tradycyjnym rycie rzymskim. Regulacje te siłą rzeczy nie mogą nie dotknąć wiernych świeckich. Wśród wielu korespondentów i darczyńców czy to stowarzyszeń, czy też fundacji katolickich, jak np. Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej, czy też rodziny Radia Maryja, którzy przywiązani są do tradycyjnej liturgii, pojawiło się wiele głosów niepewności i rozczarowania. Co bowiem niesie ze sobą Traditionis custodes?

Do zadań biskupa należy udzielanie zgód na każde celebracje według starego Mszału, ponadto w przypadku neoprezbiterów nim biskup wyda taką zgodę, musi zasięgnąć opinii Watykanu. Dalej, biskup ma wyznaczyć miejsce celebracji poza kościołami parafialnymi, nie może uznawać nowych grup wiernych przywiązanych do „starej” liturgii, a istniejącym już grupom ma poświęcić szczególną troskę upewniając się, że nie kwestionują one „ważności” soborowych dokumentów i posoborowej reformy liturgicznej.

Dokument wszedł w życie z dniem ogłoszenia, co oznaczało, że osoby które chciały uczestniczyć w tradycyjnej liturgii w kolejne dni, sobotę (17 lipca) i niedzielę (18 lipca), musiały liczyć się z tym, że Najświętsza Ofiara w ogóle nie będzie sprawowana. Sam dokument – choć antycypowany – wywołał u wiernych przywiązanych do liturgicznej tradycji wielki ból i poczucie niezrozumienia.

Jego uzasadnienie przybrało formę uogólnienia obserwacji duszpasterskiej: jako że wśród wiernych uczestniczących w takiej liturgii są i osoby kwestionujące te bądź inne aspekty magisterium, dostęp do liturgii został ograniczony. Trudno postrzegać to inaczej, niż jako zastosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej… Więcej: w przypadku każdego ruchu kościelnego, cieszącego się aprobatą władz kościelnych, wskazać można na problemy i publicznie negujące Magisterium Kościoła, jego dyscyplinę, a także i chrześcijańską moralność – a jednak nie doszło ( i najprawdopodobniej nigdy nie dojdzie) do podobnych, surowych i niezrozumiałych interwencji.

Surowość i całkowicie nieinkluzywny charakter nowego motu proprio zostały dostrzeżone także przez zachodnia media liberalne, a także i przez progresywne media katolickie. Wielu komentatorów m.in. reprezentujących wspólnoty tradycjonalistyczne (Instytut Dobrego Pasterza, Bractwo Kapłańskie św. Piotra), czy też publicystów katolickich (Christianitas, Polonia Christiana, Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej) wskazywało, że wprowadzenie takich „represji” wydaje się nieracjonalne. Tradycjonaliści, choć ich liczebność wzrosła na przestrzeni ostatniej dekady, stanowią w skali Kościoła powszechnego zjawisko wciąż marginalne. Pytanie, czy Traditionis custodes nie zadziała odwrotnie proporcjonalnie – czy nie wzmocni tych wspólnot rozczarowanymi głównym nurtem pasterskiej troski Kościoła?

W chwili, w której Kościół oficjalnie otwierać ma się na głos laikatu, wchodzi na drogę synodalną, dochodzi do surowych działań dyscyplinarnych. Nie były to jednak działania pozbawione precedensu, wskazywano w tym kontekście zwłaszcza na historię Franciszkanów Niepokalanej, zakonu który wskutek zarządu komisarycznego uległ rozpadowi. Jako powód „wizytacji” i postępującego za nią wprowadzenia komisarza powszechnie wskazywano zbytnią „tradycyjność” zakonników, przejawiającą się w ich pobożności maryjnej i przywiązaniu do „starej” liturgii.